Darujcie Panowie, że się wtrącę, ale chyba źle trafiłem. Nie dysponuję niestety ani wiedzą, ani doświadczeniem, aby wnikać w tak fachowe dysputy, nie buduję też domu pasywnego, żeby dmuchać go potem, jak balon z gumy, i sprawdzać czy jest w 100% szczelny. Wprost przeciwnie, dom wietrzę często i gęsto: zimą rano i wieczorem otwieram okna na oścież, latem ich w ogóle prawie nie zamykam, bo nie po to przeprowadzałem się do lasu, żeby mieszkać przy zamkniętych oknach. W życiu zresztą nie pojmę, jak można mieszkać w termosie i wdychać grzyba z kanałów wentylacyjnych? I to za ciężkie pieniądze... Nie mam chorobliwej obsesji na punkcie oszczędności energii i emisji CO2, chociaż do rozrzutnych nie należę, mieszkam, jak mówiłem, w lesie, drewna w bród, (legalnie kupionego, od leśniczego z zimowych wycinek i wiosennych trzebieży, żeby nie było zaraz dziwnych komentarzy...), koza huczy od jesieni do wiosny i tak ma być, bo tak jest - moim zdaniem - naturalnie. Co nie znaczy, że w domu ciągnie z każdego kąta - bynajmniej, jest ocieplony jak trzeba, ale bez psychozy i nerwic lękowych, że po 3 miesiącach różniczkowych rachunków i projektów z najlepszych pracowni domów pasywnych lambda okazała się za niska. Nie mam w domu rekuperatora, ani systemów nawiewnych, tylko zwykłą, starą, ale sprawną wentylację grawitacyjną, o której sam pan Brzeczkowski pisał w innym poście, że "...
Stare wentylacje konwekcyjne - czy jak niektórzy jeszcze nazywają grawitacyjne, były wentylacjami podciśnieniowymi. Obniżając ciśnienie w domu, powodowały znaczne zmniejszenie lub nawet spadek do zera powietrza przeciekającego przez przegrodę". Trudno wobec tego zatem mi pojąć dlaczego ta straszliwa para wodna, zamiast uchodzić swobodnie przez komin wentylacyjny, z uporem godnym lepszej sprawy pcha się koniecznie przez płytę k-g wprost w moją termoizolację? I co ją tam pcha, skoro w domu teoretycznie panuje lekkie podciśnienie? Chylę głowę przed sztuką budowlaną, o ile ta sztuka służy człowiekowi, rozumiem ideę jaka przyświeca ocieplaniu i izolowaniu budynków, ale nie mam zamiaru popadać w paranoję, bo za chwilę ktoś wymyśli, żeby budować domy pod ziemią. Zresztą to się już dzieje:
http://www.izolacje.com.pl/artykul/id1010,dom-podziemny na razie dość płytko, ale gdyby ktoś zapragnął, to może zamieszkać nawet w nieczynnym silosie rakietowym:
http://www.silohome.com/ . Tymczasem ta sztuka dąży gdzieś na manowce: panowie okładacie domy coraz grubszą izolacją, zatrzymując ciepło, a z nią wilgoć. Dom wilgotnieje wam od środka, więc kombinujecie jak usunąć wilgoć, nie pozbywając się ciepła i wymyślacie rekuperatory. Ok. ale rekuperatory tłoczą do środka powietrze, a wraz z nim wpychają wilgoć w ściany. Co robią genialni inżynierowie? Po najmniejszej linii oporu, najprostszym, ordynarnym wręcz sposobem okładają chałupę od środka folią (to dopiero wymagało pomyślunku, wręcz kosmiczna technologia...) i dokładają dodatkową baterię szumiących wentylatorów. Na zachodzie w latach 90. już się połapano, że to też nie wystarcza, więc producenci folii idą na ratunek z folią paroizolacyjną, która de facto izolacyjną nie jest, bo działa jak membrana dachowa tylko wolniej, nazywają to izolacją aktywną, spowalniaczem dyfuzji pary wodnej i innymi tego typu przemądrymi nazwami, które tak naprawdę mają tylko zamaskować przykrą prawdę: wszystko to jest pudrowanie syfa, a w zasadzie grzyba. Logiki w tym wszystkim ni ma żadnej: Powietrze w przegrodzie powinno być nieruchome autorytatywnie stwierdza jeden pan. Może w pustaku ceramicznym, obłożonym z zewnątrz i wewnątrz warstwą styropianu, ale w wełnie mineralnej obłożonej z dołu izolacją aktywną , a z góry membraną wysokoprzepuszczalną?? To mam tą membranę, przepraszam, klejem zasmarować i pokleić te pory, czy co? Właśnie tak to zostało moim zdaniem pomyślane, żeby uwzględniając okresowe stany zaparowania izolacji, dać jej także możliwość osuszenia się w okresach suchych, więc gdzie tu miejsce na nieruchome powietrze, się pytam? Skalę chaosu pokazuje fakt, że o ile Panowie zgodnie wyrażacie opinię, że paroizolację powinno stosować się zawsze i wszędzie (co dla mnie nie jest oczywiste), to już co do tego, jak to zrobić w szczegółach kompletnie nie możecie się dogadać i każdy taki temat kończy się nerwową wymianą wątpliwych uprzejmości. Zadziwiające jest dla mnie pomijanie dziurawienia folii wkrętami? Skąd ta nonszalancja? Dlatego że ..Na tym grunt, gips, grunt, 3x farba?? Co ma, przepraszam, piernik do wiatraka? Prawdziwy problem przecież tkwi gdzie indziej, prosty rysunek poglądowy, mam nadzieję, wyjaśni moje wątpliwości.
To dlatego niemieccy producenci paroizolacji, zwłaszcza paroizolacji aktywnych zalecają pozostawienie szczeliny wentylacyjnej ok. 2-3 cm miedzy płytą k-g, a folią, bo oprócz zapobiegania powstawaniu wykroplin miedzy folią a płytą k-g opisane postępowanie stwarza możliwość takiego montażu płyt (do profili dystansowych), który bardzo znacznie ograniczy dziurawienie folii. Czy świadomość tego faktu jest powszechna wśród polskich wykonawców? Wystarczy poczytać to i inne forum, żeby się dowiedzieć co o niemieckich, wymyślnych technologiach myślą polskie złote rączki - bardzo pouczająca lektura. Przy okazji się kłania temat rodzimego wykonawstwa i proszę się nie czuć urażonym: widziałem kilka takich inwestycji i kaktus mi na dłoni urośnie jeżeli więcej niż 20% tych uszczelnień posiada jakiekolwiek cechy szczelności: klejenie folii zwykłą brązową taśmą transportową (widział ktoś jak wygląda takie złącze i sama taśma po 3-4 latach w wilgotnym środowisku?), przebijanie folii przez instalacje, przedziwne wynalazki na uszczelnianie okien połaciowych (na ok. 15 budów, gdzie stosowano okna połaciowe dwa razy się zdarzyło żeby inwestor zdecydował się na kołnierz paroszczelny wokół okna...) kominów itp., nie mówiąc o samej staranności wykonania. Jeżeli ktoś ma czas i będzie patrzył na ręce wykonawcy, to może liczyć jeszcze na jakiś efekt. Jeżeli nie, to musi mieć wiele szczęścia... I nie obruszajcie się Panowie, bo żyję w tym kraju już trochę i nie spadłem z Księżyca.
Nie ma w tej dyskusji logiki nawet w prostym myśleniu: ...Jeśli doradcy producenta polecają to i owo, to oznacza że nie mają zielonego pojęcia o fizyce budowli, a celem ich działania jest marketing wspomagający sprzedaż Nooo ludzie... Jeżeli firma Rockwool produkuje i sprzedaje, i wełnę, i folię paroizolacyjną, to jaki niby ma interes w tym, żeby mi ODRADZAĆ kupno tej folii?? Powiedzieliby, żebym położył folię wszędzie i zarobiliby więcej, tak czy nie?
Natomiast w jednym się zgodzę z tym samym Panem: każdy przypadek jest inny i wymaga osobnego podejścia. I twierdzę, że w domu gdzie:
istnieje sprawna wentylacja grawit... pardon: konwekcyjna,
skromnych troje mieszkańców nie ma przez pół dnia, bo są w pracy i w szkole,
w kuchni na parterze (na której notabene poza weekendami, a i to nie zawsze, niewiele się gotuje...) jest okap kuchenny i drzwi,
w łazience (też na parterze) jest sprawny wentylator wyciągowy,
dla spokoju sumienia ściany wymalowano farbą akrylową, także działającą jako spowalniacz dyfuzji,
a na poddaszu są DWA pokoje wykorzystywane JEDYNIE do spania i odrabiania lekcji (przez jedną osobę) okładanie wszystkiego folią jest BEZ SENSU, a wręcz szkodliwe! Dlaczego, to temat na osobny post, ale na początek proponuję prosty eksperyment: obłóżcie pokój paroizolacją i pomieszkajcie w nim trochę bez płyt k-g. A jeżeli i to Was nie przekona, to w następnym poście, bo tu już się nie mieszczę, pewna historia.