Witam wszystkich serdecznie.
Ponieważ wiem, że wszelkie fora budowlane pomagają ludziom podczas budowy domu przy wielu wyborach np. związanych z kupnem materiałów budowlanych (sam z nich wielokrotnie korzystałem), postanowiłem podzielić się z czytelnikami swoim epizodem związanym z kupnem blachodachówki w znanej, polskiej firmie Blachotrapez. Zakupu dokonałem w roku 2007. Dom jednorodzinny, 300m2. Pokrycie zakładane przez wykwalifikowaną ekipę. Gwarancja na 10 lat. Wszystko do tej pory ok.. Niestety, dzisiaj dach wygląda, tak jak na zdjęciach. Warstwa farby po prostu proszkuje się. Po przejechaniu palcem, palec jest czerwony. Zostaje sam ocynk. Pierwsze objawy schodzącej farby wierzchniej zaczęły się dwa lata temu. Dom, który ma ledwie piętnaście lat, wygląda jakby przeżył dwie wojny. Pomimo moich trwających ponad rok prób podejmowania rozmów z działem handlowym, reklamacji (Martyna Stasiuk) oraz dyrektorem handlowym (Piotr Niedziela), wszystkie moje prośby spełzły na niczym. Tak, wiem co myślicie, że gwarancja minęła i po obiedzie i właściwie o co mi chodzi?. Wiem o tym. Dlatego od samego początku wszystkie moje rozmowy oraz e-maile nie opierały się na gwarancji, tylko na założonym przez mnie akcie dobrej woli oraz chęci podtrzymania dobrego wizerunku firmy ze strony producenta, który sprzedał mi trefny towar. Bo to, że blachodachówka była wadliwie wyprodukowana, to nikt z tej firmy nie zaprzeczał. Panowie z miejscowego działu handlowego oglądali mój dach i stwierdzili, że to ewidentny błąd technologiczny produkcyjny. Pani Stasiuk oraz dyr Niedziela też temu nie zaprzeczali. Tak na marginesie. Na stronie siedziby blachotrapezu jest tylko jeden nr telefonu i możesz dzwonić do woli. Mają cię w czterech literach. Na e-maile nikt , dosłownie nikt nie odpowiada. Dlaczego się uparłem i tak długo próbowałem cokolwiek wskórać? Bo dach do chol…ry nie kupuje się na dziesięć lat, tylko na trzydzieści i dłużej. Nawet teraz ich reklamy zachwalają o tym, jak to dachy mają trwałość 50 lat itd. Moje ostatnie rozmowy z blachotrapezem dotyczyły już nawet nie wymiany pokrycia, tylko częściowego sfinansowania (50% firma i 50% ja) samego malowania przez wykwalifikowaną firmę. To dla dużej firmy naprawdę nie jest duży wydatek (7-8 tys.). W odpowiedzi od pana Niedzieli usłyszałem, że nie są firmą charytatywną. To mnie już wyprowadziło z równowagi, i odpowiedziałem grzecznie, że to chyba ja jestem sponsorem w tej sytuacji, bo dostałem wybrakowany towar za cenę towaru pełnowartościowego.
Generalnie miałem pecha, bo wada produkcyjna wynikła po dwunastu latach po zimie. Liczyłem (naiwnie), że firma po przyznaniu się do wadliwego towaru (przynajmniej temu nie zaprzeczali), poczuje się do jakiejś rekompensaty w formie wspomożenia naprawy tego dachu, bo jak ocynk jest tyle warty co farba wierzchnia, to nie ma co zwlekać, trzeba to szybko malować, bo zacznie rdzewieć. Niestety okazało się, że mają mnie w gdzieś. Gwarancja minęła i spadaj na drzewo.
Piszę to nie dla dzikiej satysfakcji, że chociaż na koniec obsmaruję komuś tyłek, tylko – tak jak na wstępie zaznaczyłem – po to, żeby każdy mógł dokonać słusznego wyboru przy kupnie dachu, który zwłaszcza dzisiaj kosztuje majątek. Proszę pamiętać, że okres gwarancji w końcu minie i potem (tak jak ja w przypadku blachotrapezu) możecie zostać z problemem sami. Tak, jak w którymś e-mailu do nich napisałem, dach do wymiany, a kredyt na niego został. Podsumowując. Nie chodzi o to, że minęła gwarancja. Chodzi o to, że dach po klikunastu latach może przysporzyć wam wielu przykrości i odebrać całą radość z bycia właścicielem bądź co bądź wciąż młodego domu. O kosztach nie wspomnę.
[img]1[/img]