Certyfikaty energetyczne
Moderator: Redakcja e-izolacje.pl
Dyrektywa UE określa, że certyfikaty powinny posiadać budynki nowe, oddawane do eksploatacji oraz budynki i lokale będące przedmiotem najmu lub zbycia.elektrus pisze:witam, dla pewności - wszędzie są informacje, że certyfikat jest obowiązkowy dla każdego nowego budynku na najem i sprzedaż -
czy zatem jest to jednoznaczne z tym, że jeśli nie buduję domu na sprzedaż i najem, to nie muszę posiadać certyfikatu? Zrobię go np. za 10 lat jak, przed sprzedażą domu?
W ustawie prawo budowlane jest mowa o tym, że w/w obiekty powinny, taki dokument posiadać. Dla mnie jest to jednoznaczne z obowiązkiem posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej.
Jednak, wg korporacji notariuszy i prawników z Ministerstwa Infrastruktury, IMHO, robiących sobie kpiny z prawa, taki zapis w ustawie wcale obowiązku nie oznacza.
Tym niemniej w ustawie Prawo budowlane jest nałożony obowiązek dołączenia świadectwa do zawiadomienia o zakończeniu budowy, tak, że ten obowiązek raczej Cię nie minie.
Lada moment zostanie znowelizowane Parwo budowlane, i pewnie zaczną się nowe podchody prześmiewców polskiego prawa.
Nie będę obiektywny, bo takie certyfikaty też wykonujęelektrus pisze:witam,
jakoś nie przekonuje mnie ta idea. W każdym razie będę starał się uniknąć konieczności certyfikowania. Chyba, że faktycznie nie będzie wyjścia. W mojej opinii to jedno z kolejnych nieuzasadnionych obciążeń obywatelai ograniczenie naszych swobód...
-
Maciejbudowniczy
- Aktywny

- Posty: 139
- Rejestracja: 27 lut 2007, 12:17
- Lokalizacja: Poznań
witam,
nie wiem gdzie budujesz elektrus ale w Poznaniu świadectwo energetyczne jest konieczne przy zgłoszeniu zakończenia budowy inaczej nie przyjmą dokumentów a co mnie jeszcze śmieszy to musisz dać projekt - trzeci bo dwa zostały już w urzędzie na etapie pozwolenia na budowę.
nie wiem gdzie budujesz elektrus ale w Poznaniu świadectwo energetyczne jest konieczne przy zgłoszeniu zakończenia budowy inaczej nie przyjmą dokumentów a co mnie jeszcze śmieszy to musisz dać projekt - trzeci bo dwa zostały już w urzędzie na etapie pozwolenia na budowę.
żeby było ładnie, ciepło, zdrowo i tanio...
i znajdź tutaj dwa gramy sensu...
Byłoby to możliwe (znalezienie sensu), gdyby certyfikat był składnikiem projektu budowlanego (i niechże dodatkowo kosztuje), pozwoliłoby to na porównanie pod tym względem projektów i w oczywisty sposób wpłynęłoby na rynek - mielibyśmy coraz lepsze pod tym względem domy.
Wtedy można znaleźć nawet sens dla certyfikatu robionego po zakończeniu budowy - jako pewne odniesienie do projektu i ewentualnych zmian.
Oczywiście ktoś powie, że warunki zewnętrzne uniemożliwiają przygotowanie certyfikatu na etapie projektu - powiem, że nie. Wystarczy, że wszystkie będą odnosiły się do tych samych założonych warunków zewnętrznych. To wystarczy do skutecznej oceny różnych projektów.
A tak, jaki sens ma dla mnie ten certyfikat, jeśli powstaje już po zbudowaniu, kiedy raz, że nic nie mogę już zmienić a dwa będzie leżał przez np. 15 lat do momentu kiedy zdecyduje się sprzedać budynek?
I jaki sens będzie miał ten certyfikat dla potencjalnego nabywcy? Przecież po tym czasie z wełny może nic nie zostać.
Jeśli już ma to być narzędzie do oceny budynku przez potencjalnego nabywcę czy najemcę certyfikat powinien być robiony przed sprzedażą czy wystawieniem oferty z określoną ważnością - roku czy maksymalnie kilku lat.
Byłoby to możliwe (znalezienie sensu), gdyby certyfikat był składnikiem projektu budowlanego (i niechże dodatkowo kosztuje), pozwoliłoby to na porównanie pod tym względem projektów i w oczywisty sposób wpłynęłoby na rynek - mielibyśmy coraz lepsze pod tym względem domy.
Wtedy można znaleźć nawet sens dla certyfikatu robionego po zakończeniu budowy - jako pewne odniesienie do projektu i ewentualnych zmian.
Oczywiście ktoś powie, że warunki zewnętrzne uniemożliwiają przygotowanie certyfikatu na etapie projektu - powiem, że nie. Wystarczy, że wszystkie będą odnosiły się do tych samych założonych warunków zewnętrznych. To wystarczy do skutecznej oceny różnych projektów.
A tak, jaki sens ma dla mnie ten certyfikat, jeśli powstaje już po zbudowaniu, kiedy raz, że nic nie mogę już zmienić a dwa będzie leżał przez np. 15 lat do momentu kiedy zdecyduje się sprzedać budynek?
I jaki sens będzie miał ten certyfikat dla potencjalnego nabywcy? Przecież po tym czasie z wełny może nic nie zostać.
Jeśli już ma to być narzędzie do oceny budynku przez potencjalnego nabywcę czy najemcę certyfikat powinien być robiony przed sprzedażą czy wystawieniem oferty z określoną ważnością - roku czy maksymalnie kilku lat.
Niektóre biura projektowe, pomimo braku takiego obowiązku do swoich projektów dodają dodatkowo charakterystykę energetyczną.elektrus pisze:Byłoby to możliwe (znalezienie sensu), gdyby certyfikat był składnikiem projektu budowlanego (i niechże dodatkowo kosztuje), pozwoliłoby to na porównanie pod tym względem projektów i w oczywisty sposób wpłynęłoby na rynek - mielibyśmy coraz lepsze pod tym względem domy.
Np. firma Archon+ na swoich stronach internetowych, dla niektórych projektów oferuje możliwość przeanalizowania (on-line) jak zmienia się charakterystyka energetyczna i przewidywane koszty ogrzewania domu dla różnych wariantów jego wyposażenia.
Podobne rozwiązania można znaleźć na stronach internetowych innych firm projektowych.
to taki półkrok ale zawsze lepiej -
koszty takiego działania jednak dalej ponosi inwestor. Ustawodawca mógłby zrobić drugi krok - uznać taki projekt jako projekt z certyfikatem. Uwzględnienie pracy związanej z wystawieniem certyfikatu podnosi koszty projektu - ale jeśli inwestor nie będzie musiał ponownie certyfikować budynku to te koszty stają się uzasadnione i rośnie konkurencyjność takiego projektu wobec projektów bez takiej analizy. W takiej sytuacji certyfikowanie faktycznie i szybko wpłynie na energochłonność obiektów (w granicach możliwości takiego narzędzia jak certyfikowanie) a inwestor będzie miał możliwość oceny pod tym względem różnych projektów domów. Oczywiście jakość tego porównania zależy od jakości analiz ale pomijam sytuacje, kiedy ocena budynku/projektu jest błędna lub celowo podkręcona - to samo może się zdarzyć również w aktualnej sytuacji. Jednak w sytuacji gdy błędną analizę mamy w projekcie można to jeszcze zweryfikować. Jak już stoi budynek to trudno coś zmieniać.
Znaczenie certyfikowania w mojej opinii jest jednak znikome. Nie ma nic lepszego od licznika - jest to wystarczający argument do oszczędzania - jakoś nikt nie kwestionuje sensu ocieplenia budynków. Jest to stały element budowy choć wcześniej certyfikatu nie było - był jednak licznik.
koszty takiego działania jednak dalej ponosi inwestor. Ustawodawca mógłby zrobić drugi krok - uznać taki projekt jako projekt z certyfikatem. Uwzględnienie pracy związanej z wystawieniem certyfikatu podnosi koszty projektu - ale jeśli inwestor nie będzie musiał ponownie certyfikować budynku to te koszty stają się uzasadnione i rośnie konkurencyjność takiego projektu wobec projektów bez takiej analizy. W takiej sytuacji certyfikowanie faktycznie i szybko wpłynie na energochłonność obiektów (w granicach możliwości takiego narzędzia jak certyfikowanie) a inwestor będzie miał możliwość oceny pod tym względem różnych projektów domów. Oczywiście jakość tego porównania zależy od jakości analiz ale pomijam sytuacje, kiedy ocena budynku/projektu jest błędna lub celowo podkręcona - to samo może się zdarzyć również w aktualnej sytuacji. Jednak w sytuacji gdy błędną analizę mamy w projekcie można to jeszcze zweryfikować. Jak już stoi budynek to trudno coś zmieniać.
Znaczenie certyfikowania w mojej opinii jest jednak znikome. Nie ma nic lepszego od licznika - jest to wystarczający argument do oszczędzania - jakoś nikt nie kwestionuje sensu ocieplenia budynków. Jest to stały element budowy choć wcześniej certyfikatu nie było - był jednak licznik.
Moim zdaniem, to bardzo dobry pomysł. Określanie charakterystyki energetycznej jest w tej chwili obowiązkowe przy projektowaniu dużych obiektów. Przy domach jednorodzinnych mozna by pozostawić alternatywę : albo kupujemy projekt z charakterystyką energetyczną, i budujemy ściśle według niego dom, albo wykonujemy charakterystykę po wykonaniu domu.elektrus pisze:Ustawodawca mógłby zrobić drugi krok - uznać taki projekt jako projekt z certyfikatem. Uwzględnienie pracy związanej z wystawieniem certyfikatu podnosi koszty projektu - ale jeśli inwestor nie będzie musiał ponownie certyfikować budynku to te koszty stają się uzasadnione i rośnie konkurencyjność takiego projektu wobec projektów bez takiej analizy. W takiej sytuacji certyfikowanie faktycznie i szybko wpłynie na energochłonność obiektów (w granicach możliwości takiego narzędzia jak certyfikowanie) a inwestor będzie miał możliwość oceny pod tym względem różnych projektów domów. Oczywiście jakość tego porównania zależy od jakości analiz ale pomijam sytuacje, kiedy ocena budynku/projektu jest błędna lub celowo podkręcona - to samo może się zdarzyć również w aktualnej sytuacji. Jednak w sytuacji gdy błędną analizę mamy w projekcie można to jeszcze zweryfikować. Jak już stoi budynek to trudno coś zmieniać.
Oczywiście przy zmianach dokonanych w trakcie budowy konieczna byłaby korekta charakterystyki energetycznej.
-
Maciejbudowniczy
- Aktywny

- Posty: 139
- Rejestracja: 27 lut 2007, 12:17
- Lokalizacja: Poznań
Świadectwo energetyczne ma ważnośc 10 lat a więc jeśli zechcę sprzedac dom po 15 latach to ponownie trzeba będzie wykonwc analizę - chyba, że ktoś po prostu wykona kopię, a tak swoją drogą jak już wcześniej pisałem świadectwo naszego domu wykonano na podstawie tego co powiedziałem, czyli jakie ściany, jakie ich docieplenie, ile wełny w stropie itd. chociaż nie uwzględniono GWC bo pewnie za bardzo to komplikowało przeliczenie no i oczywiście nikt mnie nie pytał jaki mam rekuperator. Ogólnie rzecz biorąc lipa za 500zł niezbędna do zgłoszenia zakończeni budowy
żeby było ładnie, ciepło, zdrowo i tanio...
-
Maciejbudowniczy
- Aktywny

- Posty: 139
- Rejestracja: 27 lut 2007, 12:17
- Lokalizacja: Poznań
- Patin
- rekomendowany doradca
- Posty: 60
- Rejestracja: 31 sie 2009, 17:52
- Lokalizacja: Podkarpacie
- Kontakt:
Jak to w Polsce. Poszczególne rządy miały chyba 6 lat na wdrożenie tego przepisu i sprawa była wiadoma, ale każdy zwlekał póki miał czas a rząd Pisowski w ogóle sprawę zlekceważył. Dopiero kiedy przyszedł 21 grudnia i się okazało że już wigilia to rach ciach ciach i sprawę załatwiono i nagle postawiono nieświadomych projektantów pod ścianą na odstrzał przez inwestora. Wcześniej projekty zawierały charakterystykę energetyczną budynku jednak było to szczątkowe. Tak jak jest to dzisiaj np. z segregacją śmieci. Wiadomo, że do roku (zakładam) 2005 miała być 30% segregacja odpadów, do 2008r. 50% do 2010 - 70% a do 2012 - 100% bo rozgarnięci rządzący z komisji UE dali czas na stopniowe wdrożenie nie łatwej przecież rzeczy. A u nas kiedy nadejdzie 2012 za 5 dwunasta będzie wszystko na hurra jak zwykle i byle jak ... a na razie cisza pssst.

