Panie Brzęczkowski - jest Pan jak Światowit: o czterech twarzach!
Nie wiem po co to Panu?
Teraz wszczyna Pan dyskusję, a to już inny poziom
forum - bez demagogii, chociaż jeszcze jedna Panu pozostała: że niby fizycy budowli unikają jak ognia tematu domów energooszczędnych. Też nie wiem po co to Panu?
Fruzin ma rację. Definicja domu energooszczędnego jest całkowicie umowna - tak jak definicja pięknej kobiety. Charakterystyka energooszczędności domów zmienia się na przestrzeni lat, w miarę jak rosną a nie maleją ceny źródeł energii. Definicje, które Pan podał są ogólnie znane - chociaż kilka opisów nieco poplątał Pan. Ale generalnie są poprawne.
Co wynika z tych klasyfikacji dla budownictwa? Niewiele, poza tym, że kiedy już zaczną być nadawane certyfikaty energetyczne obiektom, wreszcie będzie się dostrzegać koszty w eksploatacji domów. Zapewne wpłynie to na cenę mieszkań czy domów, ale nie koniecznie. Dlaczego?
Otóż, domy o niskim zapotrzebowaniu na ciepło, owszem będą poszukiwane - to jasne. Jednkaże z domami pasywnymi już tak prosto nie będzie, gdyż domy te niosą mnóstwo ograniczeń: od prostej i zwartej architektury po ograniczenie swobody mieszkańcom. Inwestorzy bogaci zawsze wybiorą domy wygodne, a nie mające niskie koszty ekploatacji. Inwestorzy biedni (a takich mamy w Polsce 99%) będą chcieli złapać byka za rogi czyli jak najtańszy w inwestycji, dość tani w eksploatacji i w miarę wygodny. I tu jest problem, o którym wiele razy pisałem, a co dawało Panu (chyba tylko) podstawy do nazywania mnie wrogiem domów energooszczędnych. Problemem tym jest niemożliwość złapania tego "byka". Tak jak nie ma dobrego auta i taniego - i nie będzie. Optymalizacja każe z czegoś zrezygnować.
Tak jak w dziedzinie aut, producenci tworzą je dla różnego sektora odbiorców, tak też w dziedzinie budownictwa jesteśmy zmuszeni do podobnego tworzenia domów - dla różnych sektorów inwestorów, tj. dla różnych zasobności ich kieszeni.
W roku 1996 zrealizowano w Niemczech wielki program badawczy CEPHEUS przez Passivhaus Institut i innych, po którym mocno nagłośniono w całej Europie definicję domu pasywnego, a w nim:
- racjonalny i masywny kształt z minimalnymi stratami ciepła do otoczenia,
- przystosowanie do pasywnego pozyskiwania energii słonecznej,
- wysokosprawne urządzenia grzewcze i wentylacyjne - w tym niekonwencjonalne o mocy max. 10 W/m2,
- wskaźnik E na poziomie 30-42 kWh/m2 rok ale ogrzewanie w nim nie więcej niż 15 kWh/m2 rok,
- koszt inwestycyjny tylko nieznacznie wyższy od przeciętnego.
Otóż, o ile we wszystkim można się zgodzić, to z ostatnim warunkiem w Polsce nie ma mowy, aby go spełnić. Program CEPHEUS był realizowany przez kraje wysokorozwinięte i do tamtego poziomu zarobków oraz standardu wyposażenia domów był odniesiony - czyli do zarobków typowego inwestora 7 do 10 razy wyższych niż w Polsce. Dlatego, pisałem i piszę, że wprowadzenie tego typu domów u nas w kraju szybko nie nastąpi. Słusznie pisał ktoś na tym forum, że zanim dojdziemy do domów niskoenergetycznych, muszą w Polsce zarobki wzrosnąć 7 do 10 razy. Wtedy będziemy na tym samym poziomie rozważań. Pan tego nie pojmuje, albo nie widzi.
Jesteśmy zmuszeni na jeszcze długie lata do budowania domów relatywnie tanich ze wskaźnikiem E w granicach 80-90 czyli w górnych granicach klasy B. Dlatego jeszcze długo, długo będą systemy c.o. Prawda jest też taka, że w miarę jak będą grubsze ocieplenia (a będą), coraz częściej będziemy zmuszeni do zastosowania wentylacji mechanicznej zamiast grawitacyjnej, ale to zawsze stwarzać będzie problemy, gdyż znowy stajemy przed rozwiązaniem obniżenia kosztów wentylacji przy zapewnieniu jej skuteczności. Domy o najniższym E, to domy mocno zautomatyzowane i sterowane - inaczej nie zapewnimy komfortu cieplnego. To nie jest moje dążenie Panie TB, lecz kieszeń inwestorów każe wybierać między doskonałością a możliwościami finansowymi.
Wskaźników E nie rzuca się ot tak, je za każdym razem trzeba obliczyć, ale nie tylko ich. Za każdym razem wyliczamy koszty inwestycyjne oraz eksploatacyjne wariantów rozwiązań - a wtedy miny inwestorom rzedną, bo stają oko w oko z konkretami, a nie zawołaniami marketingu czy oszołomów - co na jedno wychodzi.
Dom tzw. autarkiczny tj. samowystarczalny i nie wymagający zasilania konwencjonalnym źródłem energii, to mrzonka - to dom wirtualny tylko.
Jeszcze uwaga na temat często podnoszony przez Pana o domach z izolacją po 30 cm i rekuperacją, że są ekologiczne oszczędzające środowisko itd. Otóż, pisałem, że to demagogia, bowiem w myśl definicji KE:
"Budynki niskoenergochłonne to takie, które ilość energii skumulowanej w całym cyklu życia budynku (począwszy od pozyskania surowców i wytworzenia materiałów do jego budowy i ich dostarczenia na plac budowy, poprzez wzniesienie i eksploatację aż do likwidacji, jest relatywnie niska."
Jak pisałem, wyprodukowanie 1 tony wełny mineralnej to ogromne zniszczenia w środowisku - zapraszam do pierwszej z brzegu fabryki. Zatem, musimy ciągle szukać rozwiązań optymalnych lub do nich zbliżonych, a nie sypać sloganami, gdyż każdy przypadek jest inny i dla każdego z nich uzyskujemy różne rozwiązania.
Prawdą jest to co Pan pisze o miernej jakości projektów domów z katalogów - pod względem energetycznym. Wynika to stąd, o czym pisze prof. Pogorzelski, pisał prof, Laskowski i grzmiałem od wielu lat ja w prasie technicznej: mamy niską wiedzę fizyki budowli wśród inżynierów budownictwa - a wśród architektów szczególnie.
Co z tego wynika?
Wynika silna potrzeba uzupełniania tej wiedzy, ale nie jest to proste, gdyż architekci są tak obłożeni robotą, że nie ma czasu na dokształcanie. Nawet gdyby i mieli czas, to są tak leniwi i zadufani w swojej pozycji architekta - artysty, że nic ich nie skusi do wiedzy technicznej ponad to co wiedzą. Wiem coś o tym, gdzie na wykłady zapraszano 600 osób a przychodziło 40. A którego projektu nie wezmę do ręki, to znajduję od kilkunastu do kilkudziesięciu poważnych błędów z zakresu fizyki budowli.
Z tego powodu założyłem serwis BDB, w którym architekt czy budujący we własnym zakresie znajdzie odpowiedzi na wiele pytań z fizyki budowli. Cieszę się, że mimo braku reklamy już mamy sporą ilość użytkowników - rosnącą z każdym tygodniem. Architektów mamy także coraz więcej. Mają wygodnie, bo wyłapujemy błędy za nich. Budujący we własnym zakresie także mają wygodnie, bo nie pozwalamy zrobić błędów.
Tyle na wstępie. Temat rzeka i nie na forum.
Ma Pan moje uznanie, że wreszcie zmienił ton na dyskusyjny. Jak Pan widzi, nie neguję Pana definicji, jeno delikatnie przybliżam temat.
Jerzy Zembrowski