Nikt w rodzinie nie potrafił myć naczyń tak dokładnie jak ja. A robiłem to pod cienkim strumieniem ciepłej wody, i zwykle bez płynu, bez ściereczek i gąbek.. Naczynia były zawsze czyściutkie. Bez płukania.
Byłem wielokrotnie kontrolowany przez ludzi widzących jak to robię, bo nikt nie wierzył, że to jest skuteczne. Nawet teściowa nie miała zastrzeżeń, a to już chyba o czymś świadczy.
Liber, dziwne rzeczy piszesz o tych ukraińskich kibelkach. Co prawda byłem tam tylko 2 razy, ale za to przemieszczaliśmy czym się dało z plecakami po małych mieścinach, wsiach. Zaliczyliśmy masę kibelków, głównie o niskim standardzie (kumpel miał cały czas biegunkę po pierwszym czieburieku), ale takich koedukacyjnych, bez ściankowych kibelków nigdzie nie spotkaliśmy. Raz tylko , na targowisku w Odessie, spotkaliśmy kibelek bez drzwi.
Sprawa z papierem wynika tam z pewnych przyzwyczajeń powstałych z konieczności, a nie z chęci kolekcjonowania zużytych gazet. Oni tam zawsze mieli w kanalizacji rury o średnicy 75mm, a nie tak jak u nas 110. Siłą rzeczy gazeta jako dość sztywny materiał zatykała te rury, a wiadomo, że papier toaletowy był luksusem trudnym do zdobycia (jak i u nas wtedy). Teraz mają coraz więcej nowych rur 110, ale przyzwyczajenie pozostało. Nawet w dość eleganckich lokalach nie było sedesów, tylko "narciarz".
A w Holandii też spotkałem kibelek z papierem toaletowym z jednej, i z równiutko pociętymi gazetami z drugiej strony. Czyżby ukłon w stronę turystów ze wschodu?