Dzień dobry!
Mam wielki problem... 3 miesiące temu przeprowadziłem się do dwupokojowego wynajmowanego mieszkania. Oddzielny pokój 20m2, 15m2, kuchnia i łazienka. We wszystkich pomieszczeniach raufaza. Okna plastikowe bez opcji rozszczelniania, mogą być albo całkowicie uchylone albo otwarte/zamknięte. Budynek z roku 1954 i zupełny brak kanałów wentylacyjnych, a tym samym kratek wentylacyjnych. Wszystkie drzwi w mieszkaniu, między pomieszczeniami zawsze otwarte.
Latem miałem wszystkie okna uchylone praktycznie całą dobę, mimo to brak ruchów powietrza i pranie schło kilka dni, czuć było wilgoć. Z początkiem sezonu grzewczego problem się nasilił, gdyż okna już rzadziej były uchylane. Kupiłem na allegro proste pochłaniacze wilgoci, w 2 tygodnie w każdym pomieszczeniu zebrały one po około 300ml wody.... A tydzień temu w kuchni w rogu pojawił się grzyb;/
Moi drodzy co robić?
Byłem dziś w administracji... po opisaniu sprawy dostałem odpowiedź - Najemca ma wilgoć w mieszkaniu to jego sprawa, krótko Pan mieszka i nie potrafi wentylować mieszkania....
Zimą powinno się wentylować następująco (według administracji):
1. Zakręcić grzejnik i otworzyć drzwi do pokoju.
2. Otworzyć okno (nie uchylić) i pozostawić otwarte aż odparuje.
3. Zamknąć okno i zamknąć drzwi do pokoju.
4. Odkręcić grzejnik.
Dlaczego drzwi do pokoju powinny być zamknięte?
Bo tylko wtedy powietrze cyrkuluje dookoła od podłogi do sufitu i wysusza również sufit, a jeśli drzwi są otwarte to ciepłe powietrze nie cyrkuluje tylko ucieka po mieszkaniu....
Dlaczego nie ma kratek wentylacyjnych?
Bo to stary budynek i wtedy oni tego nie znali
Ale kiedyś były okna drewniane a nie plastikowe?
Tak.
Pan ma przyjść zobaczyć zmiany na ścianie i nauczyć mnie wentylować...
Proszę pomóżcie co czynić, czy oni mają rację?...
/Sprawa ma miejsce w Niemczech więc nie wiem jak wygląda prawo budowlane, ale zawsze mogę to zgłębić jeśli będą sugestie czego szukać/
Z góry dziękuję!