Problem jest jeszcze gdzie indziej. Mam takie wrażenie że konstruktorzy często zakładają sobie klasę drzewa jakieś tam wymiary, obciążonko. Następnie jest to wszystko rachunkowo sprawdzane, jeśli coś nie wyjdzie (nośność zbyt mała), to zamiast zwiększyć przekrój (jak się to zrobi, to rachunku od początku, bo inne obciążenie), to zwiększa się klasę drewna, co znacznie zmnijesza ilość rachunków do powtórzenia. A na budowie czasem się trafi taki fachura co na klasę nie patrzy w końcu decha, to decha, byle by się tylko przekrój zgadzał, a tu nie ma tak dobrze, stąd też czasem większe ugięcia, czy zawalania dachów.
Co do rozpiętości wiązara krokwiowo-jętkowego to akurat zależy jaką literaturą się podpierać, osobiście w swojej kolekcji mam 4 pozycje związane z drewnem ("Obliczanie konstrukcji budynków wznoszonych tradycyjnie" Hoły, "Budownictwo Ogólne 3","Konstrukcje drewniane" Kotwicy i coś tam Michalak i Pyraka, tytułu nie pamiętam) i tam zalecane rozpiętości tych wiązarów wahają się od 7 do 9 m (nie pamiętam tylko co w jakiej, a chwilowo nie mam możliwości sprawdzenia). Można uzyskać i większe rozpiętości przy zachowaniu nośności i granicznych ugięć, ale wtedy staje się to ekonomicznie nie uzasadnione, drastycznie rośnie przekrój i lepiej podpierać takie wiązary stolcami.
Co do wykonywania konstrukcji drewnianych, to już się od jakiegoś czasu zastanawiam dlaczego na przykład zbrojarze mają wszystkie rodzaje prętów osobno rozrysowane, podawane zestawienie zbrojenia, normalnie wszystko tak "krowie na rowie" tylko giąć i układać. A cieślom to już się tak życia nie ułatwia, jest tam tylko w projekcie rzut dachu, kąty połaci, czasami jakieś tam detale połączeń i to wszystko i taki cieśla musi czasem ostro pomyśleć/policzyć/porysować zanim coś zacznie rzeźbić. Może tak się jakoś utarło że konstruktorzy mają cieśli za ludzi wyjątkowo inteligentnych i zaradnych