- Panu Michałowi przeszkadzają różne przeciwności losu, które uniemożliwiają trzymanie się najprostszej nawet umowy.
Pan Michał lubi zaczynać kilka prac na raz i ma problem z ukończeniem chociaż jednej z nich.
Pan Michał co tydzień mówi, że za tydzień skończy (najpóźniej za dwa).
Pan Michał chętnie prosi o pieniądze za rzeczy, których jeszcze nie dokończył (a w myśl poprzedniej zasady prawdopodobnie nie skończy).
Pan Michał bierze się za robotę kiedy sprowadza mu się na głowę konkurentów lub stoi nad nim.
Pan Michał ma problem z dostarczaniem faktur.
Pan Michał nie bardzo dba o zabezpieczenie wykonanej pracy.
Pan Michał widzi na rysunku projektanta jedno, a robi coś innego.
itd.
Szczegóły:
Był człowiekiem z tzw. polecenia więc zaufaliśmy mu dosyć mocno. Przyszedł do nas z umową (występował w niej jako firma Renovatio), był bardzo uprzejmy i wydawał się fachowcem. Remont miał być gruntowny, ale wg. umowy przeprowadzony w 5 tygodni (co, jak zapewniał p. Michał, dawało mu jeszcze tydzień zapasu). Człowiek zapowiadał, że pracuje z 2 innymi ludźmi, a więc robota idzie szybko.
Przez pierwszy tydzień nic nie zapowiadało katastrofy - demolka, skuwanie, wywóz śmieci. Coś się działo więc nie przejmowaliśmy się jeszcze. Nie widziałem innych współpracowników, ale może byli niewidzialni?
W drugim i trzecim tygodniu zaczęły się przygody pod tytułem "problemy p. Michała". Ciągle coś mu wypadało, ciągle nie mógł dojechać, a jak mówił że będzie "za pół godziny bo jest blisko" to nie widzieliśmy go przez następną godzinę. Brał nas na przeczekanie - nie mogliśmy siedzieć mu na głowie - na czas remontu wyprowadziliśmy się na drugi koniec Warszawy, a do tego dużo pracujemy więc automatycznie ograniczyliśmy liczbę wizyt do minimum.
Poza tym cały czas wierzyliśmy, że jako człowiek poleceny przez bliską przyjaciółkę, faktycznie ma jakiś problem. Na początku założyliśmy przezornie, że to potrwa dłużej niż miesiąc, ale po tym miesiącu mieszkanie wyglądało podobnie jak po tygodniu jego pracy...
W międzyczasie okazało się, że ze względu na pęknięcia ścian nie można ich pokryć tynkiem tylko trzeba stawiać od nowa lub zdecydować się na płyty kg. Wybraliśmy to drugie ze względu na czas i koszty. Pan Michał też twierdził, że to lepiej dla niego i szybciej.
Ze względu na brak windy towarowej i mieszkanie na ostatnim piętrze problemem stało się wniesienie płyt. Pan Michał bez konsultacji zamówił dźwig za 1500 zł co miało być opłacone 50/50. Znaleźliśmy dźwig tańszy o połowę, ale nie dojechał. Przez te problemy w mieszkaniu prawie 2 tygodnie nic się nie działo. W końcu okazało się, że można użyć "czynnika ludzkiego" do wnoszenia płyt. Dziwne, że wcześniej na to nie wpadł. Domyślam się, że jest sporo ludzi, którzy za 700 zł wnieśliby te płyty 2 tygodnie wcześniej i byli bardzo wdzięczni...
W końcu zdecydowaliśmy się pojechać na krótki urlop z nadzieją, że po powrocie zobaczymy jakąś zmianę.
No więc nie - metamorfozy nie było. Pojawiły się płytki w kuchni bo istniała potrzeba jej pomiaru. Ale to, że ściany pod i nad płytkami nie były zagipsowane, przetarte i zagruntowane to inna bajka.
Przez kolejne 2 tygodnie coś się działo, ale dalej było to ściemnianie - tu już położona elektryka, tam nie; tu już zawieszone 3 m sufitu, tam nie; tu wylewka, tam nie. Pojawili się jacyś 2 współpracownicy, po 2 dniach został tylko 1 pomocnik, a po tygodniu i jego nie było.
Wkurzyliśmy się i znaleźliśmy inną ekipę (to było po mniej więcej 2 miesiącach remontu). Wydawali się zdecydowanie bardziej profesjonalni i chcieliśmy p. Michała odprawić, ale tak się biedny przejął, że nagle pojawił się i współpracownik i przez 2 dni skończyli praktycznie podwieszane sufity i stwierdziliśmy, że widać potrzebował takiej motywacji, aby wziąć się do roboty.
Widać byliśmy zbyt dobroduszni i mili bo po następnych 2 tygodniach zapał p. Michała opadł. Dodam, że co mniej więcej 2-3 tygodnie prosił o jakąś część pieniędzy z umowy. Jak byliśmy wściekli to tłumaczył "że popsuły mu się narzędzia" i "że musi za coś żyć". To było żenujące, ale jak widać było, że coś zrobił wypłacaliśmy mu jakąś część pieniędzy. Dzisiaj wiemy, że to był błąd ale widać jesteśmy takimi naiwniakami co wierzą, że człowiek może być dobry i się "poprawić".
Dodam także, że p. Michał dosyć szybko przyjął kasę na materiały (13 tysięcy), widziałem część faktur po ok 2 miesiącach remontu, ale nie opiewały jeszcze na całość tych pieniędzy. Byliśmy pewni, że pod koniec naszej współpracy już tych pieniędzy nie ma i kolejne zaliczki szły właśnie na zakup niezbędnych zapraw i klejów.
W mijającym tygodniu p. Michał po raz kolejny dał ciała. Umówiliśmy się na konkretny rozkład prac. Faktem jest że jednego dnia musiał np. przywieźć i odwieźć znajomego hydraulika, ale było to wczesnym popołudniem i później mógł jeszcze wrócić, żeby wytrzeć pozostałe kilka metrów ściany i zagruntować je zgodnie z umową. Zresztą nie wydaje mi się, aby w trakcie pracy hydraulika miał problem z wykonaniem tej pracy.
Kilka razy tłumaczył się też, że nie może pracować tak szybko bo dużo czasu zajmuje mu przenoszenie gratów z pokoju do pokoju... W mieszkaniu została pralka, lodówka, sofa i biurko. Było też krzesło biurowe, które połamał. Był też odkurzacz, który postawił na balkonie, ale pech chciał, że przyszła jesień i odkurzacz nadaje się na śmietnik. Większość rzeczy, oprócz lodówki stoi tam gdzie stała na początku remontu.
Raz informowałem monsieur Michała, że ma tego i tego dnia ma wejść facet od parkietów. Nic nie uprzątnął mimo, że połowa bałaganu to jego narzędzia i syf, który robił (aktualna ekipa zaczęła od mycia podłogi bo stwierdzili, że w takim brudzie ciężko się pracuje). Chciałem przełożyć cyklinowanie, ale facet się obraził. P. Michał jednak posprzątał po sobie. Dzień później... i nic więcej pewnie tego dnia nie zrobił.
Rozstaliśmy się z poczuciem wk....nia i wielkiej ulgi jednocześnie.
Udało mi się z dnia na dzień załatwić poleconą przez koleżankę ekipę. Weszli wczoraj i do dziś zrobili autentycznie więcej niż ten człowiek był w stanie zrobić przez ostatnie 10 dni pracy...
Co więcej - znaleźli świetne przykłady geniuszu poprzednika - np. blat w łazience został przygotowany do zainstalowania umywalki nablatowej mimo, że jest jasny i czytelny projekt umywalki wpuszczanej (sama umywalka stoi w pokoju obok). Na marne położone zostało jakieś 0,5 m tejże mozaiki, a pozostała część położona jest wyraźnie krzywo... Właśnie jest skuwana.
Nie zmienia to faktu, że blat nie został wzmocniony prętami i po wycięciu 40-centymetrowej dziury będzie podatny na złamanie. Zostanie zatem wzmocniony solidną szafką (a planowaliśmy tylko drzwiczki maskujące) co będzie kosztować więcej niż 2 krótkie pręty zbrojeniowe...
Zawory do zakręcania wody w kuchni zainstalowane zostały za lodówką. W razie awarii kranu może być słabo...
Mimo deklaracji dokończenia instalacji elektrycznej (pomijając niezainstalowanie różnicówki i niezałożenie wszystkich gniazdek) - znaleźliśmy ślepe punkty, bez otworów i bez puszek w miejscach gdzie miały być gniazdka.
Jak dla mnie współpraca z tym gościem to pasmo porażek. Co z tego, że płytki w kuchni położył ładnie, skoro przez 3 miesiące nie dokończył właściwie żadnego większego zadania. Ciągle problemy, ciągle coś nie tak. Pan Michał nieustanie wymaga współczucia i wsparcia, zwłaszcza finansowego, ale uczciwie pracuje tylko pod nadzorem albo groźbą.
Nigdy więcej... I Wam również tego nie życzę... Zainteresowanym porządną ekipą służę kontaktem do aktualnie pracujących u nas ludzi. Szkoda, że dowiedzieliśmy się o nich tak późno bo pewnie od miesiąca mieszkalibyśmy w odnowionym, ładnym mieszkaniu.
BTW - zastanawiam się nad wytoczeniem procesu o niedotrzymanie umowy.