Tylko tyle dostałem, do końca roku, resztę zaległego urlopu pewnie znowu w marcu
a ja miłośnikiem zimy nie jestem. Poza tym żonka i dzieci, a mamy święta w grudniu, więc rozumiesz. Ale uważam że 9,5-10 tyś za dwadzieścia parę dni (jak tam jestem to pracuję na okrągło, praca nieporównywalnie lżejsza niż tu, bezstresowa) to niezłe pieniądze, netto, nie kosztuje mnie nic, transport w obie strony (deklarują przywóz i odwóz pod dom, mieszkanie, papu i piwo, fajki też mi kupują, palę skręty
). Kiedyś jeździłem (12-10 lat temu) na dłużej, 4-5miesięcy dwa razy w roku, ale to mordęga. Od kilku lat jeżdżę tylko na parę tygodni. Już i tak miałem awanturę, że sobie tak wyliczyłem powrót, żeby nie pomagać w kuchni przed świętami
Coś w tym jest, kobieca intuicja?