Nie wszystko krytykuję w czambuł - chyba Pan zauważył? Jedynie niedorzeczności.
Swego czasu, nawet Panu przyznawałem rację, gdy była taka sytuacja.
Co do tego domu, istotnie roczne zużycie energii zmierzone licznikiem energii elektrycznej pozwala określić wskaźnik E. Jednakże jest to stan post-factum i dotyczy pomiaru, zaś Młody Rolnik pisał o obliczeniach. Podczas projektowania lub mając wykonany projekt architektoniczny, potrafimy dobierać różne warianty przegród oraz wyposażenia w instalacje, aby dom uzyskał oczekiwany przez inwestora wskaźnik E. Zatem, mając narzędzia do obliczania i wiedzę, konstruujemy poszczególne elementy domu pod kątem wymaganej wartości E.
Nie wyobrażam sobie kolejności odwrotnej: najpierw buduję dom, a potem mierzę stan licznika.
Ponadto, oprócz wskaźnika E jest jeszcze kilka innych parametrów do sprawdzenia w domu: stan komfortu cieplnego, stan wilgotnościowy przegród, szczelność hydroizolacji itd. To wszystko się oblicza przed budową i jeśli wykonawca nie wprowadzi fuszerki, sprawdza się w eksploatacji.
Właśnie kilka dni temu odwiedziłem dom w Siedlcach, gdzie rok temu wybudowany dom (super energooszczędny) parterowy z poddaszem (ocieplenia po 25 cm) pokazał pazurki. Zacieki wody w piwnicach! Mokro i stęchlizna! Okazało się, że projekcik z katalogu, a wykonawca z 15-letnią praktyką. Inwestor zawierzył wykonawcy i teraz - klops! Koszt remontu piwnicy z jej odkopaniem oraz demontażu posadzek w piwnicy (wykonawca sprawił hydroizolację z folii budowlanej PE) wyniesie 24 tys. zł! A wystarczało projekt dać specjaliście fizyki budowli i natychmiast wyłapałby wszystkie idiotyzmy tam stojące. Ja naliczyłem ich aż 17!
Drugi przykład dam z Gdańska. W sierpniu ub. roku inwestor wprowadził się do domu. Dom z katalogu domów energooszczędnych. Zapakowano po 30 cm w podłogi i poddasze oraz 25 cm na ściany z bloczków MAX. W domu wentylacja wymuszona z rekuperacją i GWC. I teraz - po zimie zużycie energii elektrycznej wyniosło 10800 kWh! Dom ma 178 m2 pow. ogrzewanej. Inwestor zgłupiał i się zwrócił do mnie. Pojechałem i zmierzyłem wilgotność ścian i ocieplenia. Wszystko mokre! Na elewacji milion zacieiów i już glony! Wykonałem analizę cieplno-wilgotnościową i okazało się, że wystepuje kondensacja pary wodnej w ponad 70% grubości styropianu. Największa zachodzi w miesiącach październik - grudzień oraz marzec-kwiecień. Jaki błąd popełniono? Kompletnie nie ta warstwa szpachlowa i nie ta wyprawa elewacyjna dla tego muru i dla tej grubości styropianu! Koszt wymiany ocieplenia wyniesie 18 tys. zł. Inwestor w szoku. Wykonawca robi głupie miny i twierdzi, że tak robi od lat. A wystarczyło wydać kilkaset zł na analizę cieplno-wilgotnościową domu. Po to są specjaliści, żeby z ich wiedzy korzystać, a nie zawierzać wykonawcom nie mającym najmniejszego pojęcia o ruchu ciepła i wilgoci.
A teraz biorę się za dom, gdzie inwestor jest zmuszony ocieplać od środka! Też dam radę.
Swoją drogą, ten Pana dom ma 150 m2 powierzchni, ale jakiej? Użytkowej, czy całkowitej? I jaki jest stopień przeszklenia? Ile wynosi wsp. U okien?
Chętnie się mu przyjrzę.
Jerzy Zembrowski
BAZA DORADZTWA BUDOWLANEGO
www.bdb.com.pl