sytuacja wygląda tak:
po dwóch falach powodziowych dom (tarnobrzeg, osiedle Wielowieś) ma pęknięte 3 ściany. dom ma minimum 50 lat, budowany z cegły, strop nie jest betonowy, dom na "skarpie" - płot po jednej stronie jest ponieżej lini fundamentu.
inspektor nadzoru jeżdżący po osiedlu mówi, że wszystko da sie wyremontować "tu się klamry założy, tam się zepnie fundamenty, tu się obejmy założy" i będzie do remontu. nieoficjalnie natomiast mów, że dom się rozpadnie za rok, może dwa, jak opadną wody gruntowe.
jeśli dom byłby do rozbiórki - rodzice otrzymają ubezpieczenie (mają na 150 tys dom + 40 tys ruchomości) oraz do 100tys. rządowej pomocy (na faktury). dom się za to postawi. oboje pracują - dadzą rade.
ale jak dostaną grosze na remont, a dom się za rok rozpadnie - to nikt im już nic nie da (w sensie z polisy itp).
CO ZROBIĆ, żeby uzyskać nakaz rozbiórki domu? czy uzyskać opinie niezależnego inspektora? inżyniera?kogo? nie przyjmować opinii/decyzji nadzoru o remoncie? iść do sądu? CO ROBIĆ?