Ma pan ogromnie dużo racji. Stopień wtajemniczenia zawodowego inżynierów w Polsce jest taki sobie. Ogólnie można by rzec, że średni. Owszem, każdy wie jak pracuje belka jedno- czy więcej przęsłowa, nawet narysuje wykres sił poprzecznych czy momentów gnących, wie jak się oblicza parcie czy wytrzymałości, ale z fizyką budowli szczególnie cieplno-wilgotnościową jest już na bakier. Powodem jest symboliczny wręcz zakres tej tematyki na studiach.
Jeśli idzie o architektów, to tu już wszystko stoi na głowie! Dosłownie! Powodem jest brak tych zagadnień w programie studiów na architekturze. Architekt kształcony jest pod kątem sztuki, co nie jest błędem, bo ktoś powinien kształtować krajobraz architektoniczny i estetykę domów, ale Prawo Budowlane nadaje architektom całkowitą władzę nad projektami i ich realizacją. A to już błąd! Błąd, bowiem architekt o fizyce cieplnej budowli nie ma zielonego nawet pojęcia, a za ten zakres w projekcie nikt nie odpowiada. Są branżyści zatrudniani przez architekta tazy jak: geolog od badania gruntu, konstruktor od konstrukcji, sanitarnik od instalacji grzewczo-wentylacyjnych, elektryk od instalacji elektrotechnicznych, a nawet drogowiec. Od fizyki cieplno-wilgotnościowej budowli nie ma nikogo! Architekt robi więc bokami i te tematy albo pomija, albo udaje że coś wie i najczęściej się kompromituje wypisując niedorzeczności. Tak czy siak, podczas budowy, resztę dośpiewuje wykonawca jeśli coś na ten temat wie (a nie wie, bo skąd?) lub inwestor (szukając porad na forach i wśród znajomych, w gazetach i gdzie się da). A trzeba zaznaczyć, że ok. 10 lat temu zniesiono konieczność sprawdzania projektów domów jednorodzinnych, jakby w nich były inne lub żadne problemy niż w obiektach kubaturowych!?
Tak oto, w dziurę niewiedzy o fizyce budowli ochoczą włazi marketing, bo im klient bardziej zdezorientowany, tym łatwiej złapać go na kolorową czy obiecującą złote góry przynętę. Ochoczo włażą różnej maści samozwańczy wykonawcy, mamiąc ogłupiałego inwestora a to swoim doświadczeniem, a to fachowością, a to profesjonalnym podejściem. Dzięki temu tacy laicy jak TB i podobni udają Greków i mamią naiwnych niby wiedzą, a w istocie improwizują. Co najgorsze, to w ich wypowiedziach prawda miesza się z fałszem czy gdzieś zasłyszane mądrości z głupotą, co stwarza poważne niebezpieczeństwo niczemu nie spodziewającym się forumowiczom.
Owszem, spotyka się architektów dających swoje projekty do konsultacji fizykom budowli, spotyka się kierowników budów konsultujących ważniejsze tematy na budowach, spotyka się wykonawców chętnie biorących udział w szkoleniach i wykładach czy pokazach praktycznych, ale tych wszystkich oceniam na nie więcej niż 5% ogółu uczestników procesu budowlanego.
Ogromną szkodę wyrządzają też developerzy - może tylko część, ale z definicji, ich dążeniem jest sprzedać jak najdrożej a zbudować jak najtaniej. Najtaniej, czyli najsłabszymi wykonawcami, czyli najtańszymi materiałami, bo to podnosi zysk. Klient po rozpoczęciu mieszkania często i gęsto rozpoczyna dłuuuuuugą wędrówkę w dochodzeniu roszczeń gwarancyjnych.
Czy jest na tę polską chorobę jakieś lekarstwo? Jest, ale wymaga rewolucji:
1. Wprowadzić, jak od kilkunastu lat apelują profesorowie Pogorzelski, Szudrowicz czy Laskowski, dużo szerszy zakres fizyki budowli na wydziałach budowlanych niż jest dotąd.
2. Wprowadzić nową specjalność zawodową: fizyk budowli.
3. Wprowadzić ponownie nakaz sprawdzania projektów domów jednorodzinnych.
4. Wprowadzić obowiązkowy okres gwarancji wynoszący 10 lat i obowiązek zostawiania weksla na równowartość robót w zastaw zamiast umowy gwarancyjnej.
5. Wprowadzić obowiązek uzyskiwania jak kiedyś uprawnień czeladnika i majstra budowlanego, obejmujących egzaminy i część praktyczną umiejętności. W ten sposób powstaną specjalizacje a znikną omnibusy chwytające się za roboty od betonowania po wykończenia - chyba, że wykonawca zatrudn majstrów w tych specjalnościach. Zniknie zatrudnianie najtańszej siły roboczej, ale nic nie potrafiącej lub eksperymentującej na budowach.
Wtedy, na forach najwyżej będą pojawiać się wpisy chwalące lub ganiące tych i tamtych lub coś podpowiadających w kwestii organizacji budowy, a nie szukające porad. Zatrudniając profesjonalistów dających 10-letnie gwarancje z wystawianym wekslem na okaziciela, nie będziemy musieli niczego pilnować i o nic pytać. Owszem, wykonawca będzie pytać, ale nas specjalistów by się nie pomylić. Będą przestrzegane technologie i wytyczne - jak od wielu lat jest np. w Austrii. Tam wykonawca niczego nawet nie próbuje zmieniać, gdy bierze projekt do ręki. U nas zanim złoży ofertę, już zaczyna od zamienników!
Zanim jednak do tego dojdzie (jeśli dojdzie, w co wątpię, bo klapnie polskie "budowanie"), inwestor ma tylko jedną jedyną drogę: samemu zadbać o budowanie bez błędów. Jak?
1. Dać projekt do sprawdzenia specjaliście fizyki budowli - nawet jeśli figuruje tam pieczątka sprawdzającego!
2. Do kierowania budową zatrudnić kierownika budowy ale z umową o gwarancji i wekslem.
Jeśli nie zrobi tego, bierze na siebie ciężar pokrywania potem kosztów napraw, remontów i usuwania błędów - a będą!
Może także skorzystać z takich jak moje wykładów szkoleniowych, gdzie się dowie na co zwrócić uwagę podczas budowy by móc kontrolować wszystkich wykonawców, bo trzeba - niestety - na zasadzie "strzeżonego ...". Może także pytać o różne problemy w trakcie budowy, ale przed ich powstaniem, a nie po.
Ktoś może rzec, że to podnosi koszty budowy. Oczywiście! A co jest za darmo na tym świecie?
Podnosi jednak symbolicznie. Wiem co piszę. Dla przykładu, sprawdzenie projektu domu jednorodzinnego kosztuje 600 do 1000 zł netto - czyli grosze w stosunku do kosztów budowy. Komplet analiz energetycznych i cieplno-wilgotnościowych domu jednorodzinnego kosztuje ok. 2500 zł netto. Roczne konsultacje kosztują ok. 600 zł netto - czyli przez lata budowy to 1200 zł. Dodajmy i mamy 4300 do 4700 zł na dom. Znowu grosze. Ktoś powie, wcale nie grosze. Powtarzam: grosze. Dlaczego? Ano dlatego, że mamy dom bez błędów oraz dom o najniższych kosztach budowy i najniższych kosztach eksploatacji.
Średnio na domu jednorodzinnym obniżam koszty budowy o 15-20 tys. zł oraz roczne koszty eksploatacji od kilkuset do nawet 3000 zł netto. Przy obliczeniowym czasie amortyzacji wydatków np. 15 lat, oszczędności te wynoszą od 7 do 45 tys. zł. Dodajmy i mamy korzysci sięgające 22 do 65 tys. zł netto. Ile stanowią koszty doradztwa? średnio od 7 do 20 % oszczędności.
I jeszcze jedno. Jeśli się wprowadzi podane przeze mnie lekarstwo na chorobę polskiego budowania, koszt projektu wzrośnie średnio o 2,5 tys. zł netto a kilka tys, zł zapłaci się więcej dla prawdziwych fachowców - czyli wyjdzie na to samo, prawda?
Dom bez błędów zawsze jest kilka tysięcy zł netto droższy w projektowaniu i budowie, ale kilka do kilkunastu razy tańszy w eksploatacji! Czy ktoś wie, że śrdni koszt napraw wadliwej hydroizolacji domu jednorodzinnego to wydatek 20-30 tys. zł netto? A mam przypadki, gdzie rozebranie podłog na gruncie, odkopanie fundamentów z obu stron, wykonanie poprawnie i składanie tego spowrotem kosztowało 120 do 170 tys. zł! Pewien inwestor wydał 45 tys. zł netto na remont źle wykonanego ocieplenia dachu. A niedawno ktoś wydał 82 tys. zł na naprawę źle wykonanej wentylacji z rekuperacją i pompy ciepła, bo nie spisał umów z wykonawcami a uwierzył na gębę.
Jest o co kruszyć kopie? Czy wydatek 4,5 tys. zł przez czas budowy na doradztwo to nie są grosze?
Pozdrawiam i życzę wszystkim zdrowego rozsądku.
Jerzy Zembrowski
www.bdb.com.pl