Jako, że jestem tu nowy, najpierw się przywitam - witajcie!
Spróbuję w miarę konkretnie - stary znajomy poprosił mnie o pomoc w remoncie przedpokoju i małego pokoju. Niestety dom jest starego budownictwa i wszystkie rogi, kanty ścian i sufitu są zaokrąglone (to pierwsza wada), następna jest taka, że kumpel w celu odświeżenia mieszkania naklejał nową tapetę na starą i teraz podczas zrywania naliczyliśmy ze 3 warstwy. Zerwaliśmy tapety do gołej ściany i w niektórych miejscach z tapetą odchodził też tynk (tak ze 2-3mm gruby).
Na jednej ze ścian od wysokości 150cm. do podłogi ukazała sie piękna lamperia (chyba tak to się nazywa - jak kiedyś w szkołach była taka śliska farba). No i oczywiście ściany są dosyć krzywe. AHA - powodem zerwania tapety był grzyb.
Kumpel za kilka tygodni szykuje grubą impreze, bo okragłe urodziny, więc czasu jest mało.
Kolega nie chce już tapety, więc padł pomysł na gładź, ehh.
Ja sam nigdy nie miałem styczności z gładzią, więc nie mam zielonego pojęcia co i jak.
Jedynie mogę napisać, wziąłem szpachelkę do łapy i skrobałem tam gdzie tynk luźno trzymał, później oczyściłem z pyłu i zagruntowałem ściany, wziąłem gips szpachlowy i wygładziłem to ile mogłem i jak potrafiłem najlepiej. Efekt po gipsowaniu jest wg. mnie ok, ale boję się, że pod gładź to zdecydowanie zbyt krzywe i "pofalowane" ściany. Także pytanie - co teraz z tym zrobić?
Wpadłem na pomysł, żeby zostawić gładź w spokoju i po prostu dogipsować jeszcze tam gdzie można poratować, a później pomalować farbą emulsyjną (wcześniej farbą podkładową).
Ja sam mieszkam w domu starego budownictwa, więc że tak powiem przywykłem do nieidealnych ścian, więc wg mnie efekt takiej operacji byłby zadowalający.
Co sądzicie?
Z góry pięknie dziękuję za pomoc!