Dzień dobry,
jakiś czas temu zalany został sąsiad z dołu. Wina została przypisana mojej osobie, na zasadzie "nie może być inaczej, bo tak się układają ściany i pomieszczenia".
Zastanawiam się, czy jest to możliwe.
Mieszkanie opuściłem w piątek o 6 rano. Woda zaczęła lecieć ciurkiem u sąsiada o godzinie 12 w niedzielę. Do domu wróciłem o 16. Po zamknięciu wody w budynku przestało ciec u sąsiada.
Wydaje mi się, że nie jest to możliwe, aby woda sączyła się przez około 60 godzin w strop, a potem nagle wypłynęła w ogromnej ilości, "na raz". Powinno to stać się wcześniej. A nawet jeśli tyle to trwało, to tej wody powinno uwalniać się mniej więcej tyle, ile się lało. Jeśli hipotetycznie lało się u mnie powoli, to też powoli powinno wylewać się u sąsiada.
Ponadto, jeśli woda potrzebowała tylu godzin (hipotetycznie), żeby przesiąknąć, to powinna ciec jeszcze długo po tym jak została zamknięta woda w budynku, skoro de facto uwalniała się ze stropu.
No, chyba że się kardynalnie mylę i jest to możliwe, aby zebrało się paręset litrów w stropie i uwolniło na raz.
Najpewniej będę wzywał jakiegoś fachowca do wydania opinii, ale robię na forum wstępny zwiad.